Micaela Schaefer – piękno zniszczone skalpelem?
To dobrze, że coraz więcej kobiet decyduje się na operacje plastyczne, ale wydaje mi się, że mimo szczerych chęci i dużych nakładów finansowych, nie przekonają mężczyzn, że duże i sztuczne jest lepsze od małego, ale naturalnego.
Jestem wielkim zwolennikiem chirurgii plastycznej, bo uważam, że człowiek ma prawo do życia z takim wyglądem, z jakim czuje się najlepiej i nie ma dla mnie różnicy, czy ów wygląd poprawia idąc do fryzjera, kosmetyczki czy lekarza. Matka natura w swej złośliwości zazwyczaj nas nie rozpieszcza i czasami kosmetyki nie wystarczają, aby pięknie się zestarzeć.
Na jednym z portali znalazłem dziś informację o tym, że Micaela Schaefer (nie znałem jej wcześniej) pokazała publicznie swoje piersi.
Nie wątpię, że jest z nich dumna.
Kilka dni temu siedziałem w jednej z kawiarni na Krakowskim Przedmieściu i weszła młoda kobieta razem z mężczyzną. Pewnie nie zwróciłbym na nią większej uwagi, gdyby nie to, że jej piersi zdecydowanie nienaturalne starczały i pod dekoltem wyglądały jak dwie napompowane piłki.
Jeśli dobrze pojmuję sens operacji plastycznych, to robi się je po to, by lepiej wyglądać.
Jeśli dobrze orientuję się w męskich gustach, to większość mężczyzn albo woli naturalne piersi albo nieznacznie poprawione, ale nie sądzę, by wielu znalazło się takich, którym spodobałyby się piersi Micaeli Schaefer. To jest nawet dziwne, że normalne kobiety o dużo mniejszych piersiach miałyby obawy przed pokazaniem ich, a kobiety pokroju Micaeli dumnie prężą się przed obiektywami. Czy nie widzą, że jeszcze nie żyjemy w czasach, kiedy sztuczne = piękne?
Większość moich znajomych, które chcą kiedyś poprawić swoje piersi, wychodzi z założenia, że zrobią to, ale dopiero po urodzeniu, po karmieniu, mniej więcej wtedy, gdy będą już trzydziestolatkami i takie podejście najbardziej mi się podoba.
Co ciekawe – wśród moich znajomych kolegów, żaden nie ma zamiarów iść pod nóż. Poza mną:-)